wtorek, 15 marca 2016

OGŁOSZENIE

      
     Hej wszystkim! Mam nadzieję, że ktoś tutaj czasem jeszcze zerka :p Jak zdążyliście się zapewne domyślić zawiesiłam już OSTATECZNIE tego bloga :( Sama nie wiem czemu... pisanie tutaj nie było już dla mnie przyjemnością, tylko czymś w rodzaju "obowiązku". Odbijało się to niestety na rozdziałach, więc skończyłam z tym.
Oczywiście nie z pisaniem :D  i właśnie w tej sprawie znów tutaj jestem.  Po długim namyśle zaczęłam pracować nad całkiem nowym opowiadaniem, które piszę na Wattpadzie.
Jeżeli ktoś jest zainteresowany ZAPRASZAM! Komentarze i gwiazdki mile widziane. Na pewno pomogą przy rozwijaniu się opowieści :) Dla Was to nic, a dla mnie wielka satysfakcja.

Ps.  Nie mogłam oczywiście zapomnieć o swoich ulubionych postaciach z TVD i umieściłam je w obsadzie książki. Polecam zerknąć ;)

kliknij -->   Nie myśl o mnie nocą 

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 13

Rihmond


          - Jesteśmy na miejscu. - Stefan zatrzymał samochód w środku lasu. Otworzyłam drzwi auta a świeże, leśne powietrze zalało moje płuca. „Rozglądnęłam” się naokoło, ale oprócz lasów, krzaków i ruin jakiejś zapewne budowli nic nie przykuło mojego zainteresowania. Zwykły las, do którego przynajmniej raz w roku wychodziłam, aby z tata, mamą i Jeremym nazbierać grzyby.
           - Tutaj? Tu przecież nic nie ma.
           - Za czasów, gdy byłem jeszcze... człowiekiem był tu mój dom.
          
Stefan

Rok 1864

          - Oj nie braciszku, tym razem to ja wygrałem! - jak co sobotę wraz z bratem graliśmy godzinny mecz w football.
Jako, że Damon zawsze wygrywał duma przepełniała mojego ojca, że jak to się wyraził „rośnie ze mnie ktoś”. Zawsze faworyzował mnie bardziej niż brata. Mnie to odpowiadało, ale czy choć raz pomyślałem jak to wygląda z perspektywy Damona? Wojna coraz bardziej zaczynała dawać o sobie znać a ludzi ubywało coraz więcej. Kolejne rodziny traciły ojców, braci a kobiety mężów. Pewnej nocy obudził mnie hałas z podwórza. Zerkając dyskretnie przez zasłonki w moim pokoju widziałem tylko dach powozu na naszym podjeździe. Takie zdarzenia miały miejsce coraz częściej. Był to czas wojny secesyjnej a nasz dom i rodzina cieszył się dostatkiem i jak to mówili ludzie na ulicach „przemiłą atmosferą” z czym się zupełnie nie zgodzę. Matka zmarła, gdy ja miałem dziesięć lat, a ojciec? Udawał silnego, ale od tamtego czasu zmienił się co widać było gołym okiem. Damon miał wyjechać do wojska, a tylko on dawał mi tyle miłości ile tylko potrzebowałem. Nie wiedziałem tylko dlaczego ludzie tego nie zauważają. Coraz więcej mieszkańców Mistic Falls traciło swoje domy i poszukiwały schronienia, więc takie widoki były dla nas niemal codziennością. Położyłem się spać nie świadom jeszcze co spotka mnie rano.
Pierwsze promienie słońca dostawały się do mojego pokoju przez błękitne zasłony. Po porannej toalecie zszedłem do jadalni, gdzie już ze śniadaniem czekał na mnie tata z nieznanym mi towarzystwem. Po prawej kobieta o bujnej zagranicznej urodzie w wieku lekko przed czterdziestką. Tata z zaciekawieniem pytał o jej historię podziwiając przy tym jej kobiece wdzięki. Po lewej zaś mulatka, cicha i poukładana.
          - Stefanie, poznaj naszych nowych gości. To jest Pell – wskazał ręką na czterdziestolatkę.
          - A to Emilly, służka panny Katherine - wskazał na lewo. Podszedłem do pierwszej damy i ucałowałem dłoń, tak jak uczył mnie tego ojciec. To samo zrobiłem z drugą imigrantką.
         - Poznaj chłopcze moją panią - mulatka wskazała ręką uroczą damę. Odwróciłem się w jej stronę i dopiero teraz nasze spojrzenia napotkały się. To co czułem w tym momencie... niezapomniane. Ciepła oliwkowa cera i hebanowe włosy. Kocie, duże oczy tak hipnotyzujące, że ledwo szło oderwać od nich wzrok. Resztką trzeźwego umysłu również i do niej przychyliłem się i ucałowałem wierzch dłoni.
          - Katherino poznaj proszę mojego młodszego syna Stefana - panienka uśmiechnęła się odsłaniając przy tym swoje piękne, równe białe zęby. Odwzajemniłem uśmiech. Siadłem naprzeciwko nieznajomej panny i zacząłem spożywać posiłek. Tata rozmawiał z Pell i Emily na temat pustoszenia miasta i coraz częstszych ataków zwierząt, ja zato dyskretnie obserwowałem Katherine. Czuła chyba na sobie mój wzrok, bo jej policzki zalały delikatne rumieńce, które jeszcze bardziej nadawały jej uroku.
Gdy wszyscy skończyli posiłek w jadalni pojawił się Damon. Jak zawsze do późna w nocy zapewne spacerował po mieście, co wcale w obecnych czasach nie jest bezpieczne a później spał do południa.
          - Damon! Jak miło cię znowu widzieć - Katherine przychylnie uśmiechnęła się do niego a ja nie miałem bladego pojęcia skąd się znają. Ojciec wyglądał na równie zaskoczonego co ja.
          - Skąd wy...
          - Ojcze. Pokazywałem panience Pierce okolice Mistic Falls.
          - Znowu po nocy chodzisz po mieście. Mało słyszałeś o tym co roi się w lasach? Mojego wspólnika zabiła kilka tygodni temu puma, bądź jakaś inna bestia - orzekł wyjaśniając do Pani Pell, ta wydawała się zaciekawiona i chciała dowiedzieć się więcej, także odeszli od stołu a ojciec zapewne zabierze ją na przechadzkę a później do swoje sypialni jak to miał w zwyczaju.
         - Emily odejdź od stołu - poleciła Katherine. Służka posłusznie wyszła a w sali zostałem tylko z bratem i panienką. W powietrzu czuło się jej słodkie waniliowe perfumy, a jej melodyjny głos przyprawiał mnie o dreszcze.
          - Stefanie, nie powinieneś teraz iść do stajni? - Damon jednoznacznie chciał się mnie pozbyć. Zawsze co prawda po śniadaniu wychodziłem do koni, ale tego poranka nie miałem na to najmniejszej ochoty. Pragnąłem jak najdłużej cieszyć się widokiem Katheriny. Nie chcąc jednak być namolnym opuściłem pomieszczenie i tym samym chcąc nie chcąc zostawiłem ich samych.
          - Już myślałem, że nigdy sobie nie pójdzie... - usłyszałem za sobą głos Damona. Nie tego się spodziewałem. Nigdy taki nie był...
          - A widziałeś jakie oczy maślane do mnie robił? - to zabolało jeszcze bardziej. Nie chcąc dłużej słuchać obelg z ich ust wyszedłem do stajni. Chłodne, wrześniowe powietrze owiało mi twarz, co choć trochę pomogło. Wkurzony uderzyłem pięścią o furtkę. Obraz pięknej twarzy dziewczyny ciągle tkwił mi w głowie.
Przez resztę dnia nie opuszczałem swojego pokoju. Wieczorna wizyta wyrwała mnie z rozmyślań. To była ona...



OBECNIE

   Słuchałam Stefana w pełnym skupieniu. Jak bardzo kobieta może wpłynąć na braterską miłość? Nie mieściło mi się to w głowie. Doceniałam zaufanie jakim obdarzył mnie Stefan, nie chciałam też tego nadużywać dlatego o szczegóły nie wypytywałam. Wiedziałam, że nadarzy się jeszcze okazja.
        - Możemy pojechać w jeszcze jedno miejsce? - poprosiłam. Dochodził wieczór, a Jena i tak musiała zostać na nocnej zmianie. Wyjechaliśmy z lasu mijając kolejne domy i aleje.

~~~~*~~~~

    Byliśmy na miejscu... Rihmond, czyli stolica Virginii, z którą mam wspomnienia od dziecka. Zaprosiłam Stefana do mojego starego domu, którego pomimo rzadkiego używania wciąż nie sprzedaliśmy. Nie byłam tutaj jeszcze od czasu wypadku. Chciałam , żeby Stefan był wtedy ze mną. Rzeczy rodziców wciąż stały na swoim miejscu... Nie miałam najmniejszej ochoty pozbywać się ich teraz... Na ścianach jakby nigdy nic, wciąż wisiały nasze stare fotografie. W domu już dawno wszystkie zdjęliśmy. Za dużo wspomnień. Pierwsze zdjęcie z brzegu przedstawiało mnie i tatę podczas łowienia ryb. Jego uśmiech... tak bardzo chciałabym go znów zobaczyć. Teraz pod wpływem chwili tak naprawdę widzę jak mi tego brakuje.



 Przez łzy napływające mi do oczu kolejne. zdjęcie były już dla mnie ledwo widoczne i rozmazane. Mama trzymająca Jeremiego na rękach, jeszcze jako niemowlaka. Miałam wrażenie, że wszystko działo się ledwie wczoraj. W rzeczywistości od ich śmierci minęło już siedem miesięcy. Stefan widząc moją reakcję mocno przytulił mnie do siebie. Jego ramiona dawały mi zawsze poczucie pełnego bezpieczeństwa. Wieczór był chłodny. Stefan oczywiście tego nie czuł, ale dom był już długo nieogrzewany, a ja tak naprawdę miałam wrażenie, że zamienię się w kostkę lodu.

Weszliśmy ze Stefanem do sypialni rodziców po kilka koców. Pomieszczenie było teraz już bardzo zakurzone widać, że długo nikt w nim nie przebywał. Na wielkim, dębowym łóżku leżały idealnie poukładane pościele.
          - Śpimy tutaj, czy... - odwróciłam się, a Stefan stojąc tuż za mną chwycił mnie w pasie i namiętnie pocałował. Całowałam się z nim już kilkadziesiąt razy, ale żaden z jego pocałunków nie oddawał tego teraz. Chciałam, aby ta chwila się nie kończyła. Ściągnął mój sweter a ja zaczęłam odpinać guziki jego koszuli. Dłonią delikatnie pieściłam jego nagi, umięśniony tors. Nasze wargi na chwilę oderwały się od siebie.
         - Wszystko gra? - spytał z nutą zmartwienia w głosie. 
         - Ja nigdy... - dziwnie było mi powiedzieć mu, że wciąż jestem dziewicą, ale wiedziałam że jeśli tego nie zrobię będzie mi z tym źle.
        -  Nie bój się. Będę pierwszym i mam nadzieję, że również ostatnim. - ułożyliśmy się wygodnie na łóżku. Pod wpływem jego pocałunków i pieszczot wprawiał moje ciało w gęsią skórkę. Czułam się jakby przez każdy nerw w moim ciele przewijał się prąd, jakby serce miało mi wyskoczyć zaraz z piersi, ale nie ze strachu. Nie bałam się w ogóle a wręcz przeciwnie. Nigdzie nie byłabym bardziej bezpieczna, niż w jego ramionach. Zimna skóra Stefana delikatnie chłodziła moją rozpaloną. Opuszkami palców gładziłam jego ciało. Przywarłam do niego jak tylko najbliżej umiałam.
       - Jesteś gotowa? - zapytał po raz ostatni. Byłam gotowa. Gotowa i szczęśliwa. Mimo wszystkiego co się działo, w tym momencie i w tym miejscu nie mogłam czuć się szczęśliwsza niż gdziekolwiek indziej.
       - Staliśmy się jednym ciałem i duszą. Jednością.


***

Rozdział jak widać już jest :D Pisałam go najdłużej ze wszystkich, mam nadzieję że nie nadaremnie i się Wam podoba. Nowy za około dwa tygodnie, jeżeli pojawi się minimum 5 komentarzy ;) Fani Deleny nie załamywać się proszę, na waszą parkę też przyjdzie czas :P Głównie wątki "stelenowskie", ale w kolejnym poście przybliżę lepiej historię pierwotnych także spokojnie wytrzymajcie do następnego <3

Czytasz = komentujesz

piątek, 9 października 2015

Rozdział 12


"Ciekawość to pierwszy stopień do piekła"

 

 Jak widać jest rozdział :D Zmotywowałam się i siadłam w końcu przed komputerem. Na zewnątrz coraz chłodniej, więc czasu na pisanie będzie zapewne więcej. Wiele z Was może mieć problem z połapaniem się o co chodzi w tym rozdziale ze względu na taką długą przerwę. Polecam Wam dlatego przeczytać jeszcze raz rozdział 11. Nie jest on za długi a na pewno będzie Wam się lepiej czytało :*



          - Typowy Damon... - znajomy głos Stefana urwał krępującą sytuację.
          - Ja... - Starałam jakoś się wytłumaczyć. Pogardliwy uśmieszek Damona doprowadzał mnie do szału. Był on jednak taki podniecający, że aż nie dało się skupić uwagi na niczym innym.
         - Następnym razem braciszku informuj, gdy będziesz spodziewał się gości.- Ta ironia w głosie i pewność siebie, to było coś czego Stefanowi zdecydowanie brakowało.
          -Eleno nie przejmuj się, do ciebie nie mam żalu.- Posłał w moją stronę buziaka. Ten niewinny flircik był tak niekomfortowy dla mnie, że już czułam jak się czerwienię. Stefan podszedł do mnie i pocałował, chcąc utrzeć nosa starszemu Salvatore. Nie wiem dlaczego, ale było mi źle wiedząc że Damon obserwuje nas.
          - Wyjdziemy do Grilla? - Szepnął mi do ucha. Z utartym nosem wyszliśmy z domu.

    W samochodzie Stefana pachniało jak zawsze świeżą wanilią. Niesforna cisza panująca między nami doprowadzała mnie powoli do szału.
           - To co widziałeś... to było nieporozumienie. - Nikt zapewne nie chciałby być w tym momencie w mojej skórze. Nie lubiłam sprzeczek, tym bardziej z nim.
          - To nie ma nic wspólnego z tobą. To sprawa między mną a Damonem. - Nie powiem wzbudził on moją ciekawość. Musiałam wiedzieć więcej.
          - Myślałam, że możemy porozmawiać o wszystkim?
          - Nie chcesz znać mnie z drugiej strony.
          - Chcę znać z każdej. Nie spławisz mnie tak szybko. - Starałam się nadać nieco bardziej żartobliwy charakter rozmowie.
         - Trochę jest to opowiadania, gdyby nie pamiętnik nie spamiętał bym wszystkiego.
          - Piszesz pamiętnik? Nic mi o tym nie wspominałeś.
          - Po co mam zanudzać. To już historia. DAWNA historia.
          - Czy ta twoja „dawna historia” ma związek z Katherine? - Wiedziałam. Dłużej nie umiałabym siedzieć cicho. Odkąd tylko o niej usłyszałam coś mi nie pasowało. Stefan pod wpływem chwili mocno zahamował tuż przed pasami, po których staruszka przechodziła wolnym tempem na drugą stronę, a opony aż z piskiem zatrzymały się. Stefan milczał.
         - Opowiedz mi o niej...-Nie dawałam za wygraną. Miałam nadzieję, że w końcu się przełamie.
         - Nie będę opowiadał, może lepiej ci pokażę. - minęliśmy Grilla i nie wiedząc gdzie Stefan mnie wiezie pokonywaliśmy kolejne dzielnice Mistic Falls.


~~~*~~~
Pamiętnik Klausa 

14 lipiec 1711

„To dzisiaj. W końcu uwolnię się od klątwy i będę najgorszym stworzeniem jakie widział świat. Wszystko dzięki słodkiej, naiwnej Katherine. Jak można być tak głupim? Mam nadzieję, że Elijah nie pokrzyżuje mi planów,wszyscy dobrze wiedzą jaki ma pociąg do brunetek. Jak bardzo zazdrości mi tego, że tylko ja ją mogę mieć. Aż przyjemnie popatrzeć. Gdyby nie jej krew mógłbym się podzielić. Krótko mówiąc. Mam kamień, wiedźmę i Lockwooda. Wampirów nie mało jakiś się znajdzie. Wszystko idzie zgodnie z planem, a jeśli ktoś pokrzyżuje mi szyki z przyjemnością umieszczę go na mojej liście „ TRUPY”. Na ten dzień czekam od ponad 500 lat, teraz tylko czekać do pełni. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem już jutro zacznę ścigać ojca. Zapłaci mi za wszystkie lata młodości...”




OBECNIE

         - Klaus, widziałem ją, rozmawiałem... - Elijah stał po mojej stronie jak za starych dobrych lat. Próbuje odzyskać moje zaufanie, ale jestem nieugięty. Nie dam mu szansy po tym co zrobił. Zdradził mnie... Zdradził brata, a dla kogo? Kobiety. Niedorzeczne jest jaki wpływ ma na wampira człowiek.
          - No więc przejdźmy do rzeczy... Czy masz jakikolwiek dowód na to co mówisz?
          - A żebyś się zdziwił. - Brat wyciągnął z kieszeni czarnej marynarki srebrny wisior, za dawnych czasów należący do mojej, tak samo jak on zdradzieckiej siostry.
          - No dobra, powiem ci zaskoczyłeś mnie. Skoro ty masz medalion to gdzie jest Rebekah?
          - Na to pytanie możesz odpowiedzieć tylko ty sam...
          - Twoja wersja nie jest zbytnio przekonywująca, po raz ostatni pytam skąd go masz?
          - Od samego sobowtóra. Nawet nie zauważyła kiedy go zabrałem.
          - Nie blefuj. Gdyby Katherine żyła miałaby z pięćset lat. Jej zgniłe ciało już dawno zżarły robale. - Rozmowa przybrała nieco ostrzejszy ton, czy on nie mógł mówić jaśniej?
          - Czy ja wspomniałem coś o Katherine? Ostatni raz...
          - Widziałeś ją,kiedy pomagałeś jej uciec, co? - Dokończyłem za niego.
          - Pamiętliwy jak zawsze... Wracając do tematu. Myślisz, że kontaktowałbym się z tobą,gdyby to nie było ważne? Kilkaset lat temu popełniłem błąd. Chcę go naprawić.
          - Mów dalej...
          - Sobowtór żyje... Nie mówię tu o słynnej Petrovej. Pamiętasz może naszą starą znajomą Rose*?
          - Jeszcze pytasz... Była niezła, zwłaszcza w łóżku,co to na wspólnego z sobowtórem? - Na same wspomnienie przeszedł mnie dreszcz.
          - Rose znalazła ci zastępcę. Pewna przeurocza siedemnastolatka jeszcze nie wie,że staniesz się jej najgorszym koszmarem. - Teraz wiedziałem. Wiedziałem, że Elijah mówi poważnie.
          - Gdzie ją znaleźć? - Gotowało się we mnie jak w garnku. Los dał mi kolejną szansę. Teraz musiałem działać na własną rękę, kolejny raz błędu nie popełnię.
          - Nie musisz szukać, już znalazłeś.
          - Mistic Falls. - Domyśliłem się szybko, a na mojej twarzy zagościł uśmiech zwycięstwa.





* Rose - < patrz rozdział 5>

***
Trochę dowiedzieliśmy się już o Klausie :D Jeżeli czegoś nie zrozumieliście, to nie martwcie się. Wszystko z kolejnymi rozdziałami będzie się powoli wyjaśniało. Dam Wam też spoiler. W następnych postach będzie dużo retrospekcji na temat przeszłości pierwotnych jak i Damona i Stefana.
Żałuję, że skończyłam na tak długo pisanie tutaj. Wiem, że wiele osób sądziło że zawiesiłam bloga i już tutaj nie wchodzi. Więcej już tego błędu nie popełnię.  Liczę jednak na motywujące komentarze z waszej strony. 
Nowy post w przyszłym tygodniu, jeśli uzbiera się chociaż z pięć komentarzy. Miłego weekendu!

Czytasz=Komentujesz

czwartek, 20 sierpnia 2015

OGŁOSZENIE

Długo na blogu nie pojawiały się nowe posty. Miałam problemy techniczne lub nie miałam dostępu do internetu z powodu wyjazdów. Nie zaprzeczam również, że byłam zajęta podczas wakacji, co nie sprzyjało pisaniu... Za dwa tygodnie, czyli po powrocie do szkoły pojawi się rozdział. Będzie to można powiedzieć nowy etap bloga. Pracuję też nad zwiastunem dalszych wydarzeń, ale to trudniejsze niż myślałam... PRZEPRASZAM za tak długą przerwę, ale mam nadzieję jednak, że za te parę dni wena zacznie sprzyjać i napiszę świetny rozdział. Tymczasem życzę Wam udanych, niezapomnianych ostatnich już dni wakacji!

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 11


"Dwie Eleny to już tłum"


 Mrużąc jeszcze powieki mogłam dostrzec, że leżę w swoim łóżku a nade mną stoi nie kto inny jak Elijah. Moje ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz. Spojrzałam na moją szyję. Podarunek Stefana nadal mienił się srebrem pod wpływem światła. Kątem oka widziałam, że Elijah również się mu przygląda.
          - Niewiarygodne. Widzieć ten sam naszyjnik po tylu stuleciach... - Nie miałam bladego pojęcia o co chodzi. Oczywiście już wcześniej zdawałam sobie sprawę, że wisiorek jest bardzo stary, ale jaki miał związek z Eliahą?
         - Gdzie Jenna?! - Martwiłam się o ciocię. Jak oni w ogóle się poznali? W mojej głowie powstawały coraz to nowe pytania, najchętniej zadałabym je wszystkie naraz jednak dużo lepszym wyjściem byłoby zostać samej.
        - Jest pod wpływem hipnozy. Kazałem jej zaparzyć dla ciebie specjalne zioła. Po nich poczujesz się zdecydowanie lepiej.  - Już nic z tego nie rozumiałam. Wydawało się, że mężczyzna chce dla mnie jak najgorzej, tymczasem okazuje się, że się martwi? O mnie? Nie. Coś było na rzeczy, a ja musiałam wiedzieć co.
          - No proszę. Kogo my tu mamy... - Elijah mimo, że wciąż przyglądał się mojej twarzy zachował się jakby miał oczy z tyłu głowy. Wstał z mojego łóżka i podszedł do drzwi. Dostrzegłam twarz Stefana. Dzięki Bogu!
          - Nadal załatwiasz interesy dla swojego braciszka? Nie sądzisz, że zachowujesz się niczym jego służący? - Stefan znał Eliahę? Kolejne pytanie. Wszystko było takie skomplikowane. Mając nadzieję, że chłopak wszystko mi wyjaśni również podniosłam się z łóżka i chwiejnym krokiem podeszłam do niego, mocno wtulając się w ramiona chłopaka. W sekundę Elijah zniknął. Choć wiedziałam, że nie na długo. Nie pojawił się znikąd i też znikąd nie odejdzie.
          - Musisz odpocząć. Wszystko opowiesz mi później. - Podniósł mnie jak małą dziewczynkę i opatulił kołdrą. Mimo,że chciałam wszytko wiedzieć od razu moje powieki odmawiały posłuszeństwa stając się ciężkie. Stefan złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Niemal w tym samym momencie otaczała mnie już tylko ciemność.

   ~~~*~~~
    Caroline

     Do moich drzwi rozległo się pukanie. Byłam już po kąpieli i w szlafroku. Mimo to zeszłam na dół. Za  drzwiami stała moja najlepsza przyjaciółka Bonnie. Wyglądała na zdenerwowaną, więc wpuściłam ją do środka. Myślami byłam jednak nadal przy nieznajomym spotkanym w parku.
          - Cieszę się, że już wróciłaś. Jak u twojego ojca? - Tata Bonnie mieszkał w Nowym Orleanie, gdzie pracował. Bonnie często go odwiedzała.
          - Wszystko u niego w porządku. Martwię się bardziej o Elenę... - Nie kryjąc zdziwienia, od razu chciałam wiedzieć więcej.
          - Coś nie tak? Z tego co wiem ma się dobrze, wręcz świetnie. Zaczęła spotykać się z Salvatore, możesz uwierzyć?! - Nie miałam pojęcia o co mogło chodzić, ale wiedziałam, ze Bonnie nigdy nie robi z igły widły.
          - Przez to coraz bardziej jej nie poznaję. Przejdę do rzeczy. Gdy byłam u ojca, odwiedziliśmy pobliską knajpę. Kogo tam spotkaliśmy? Naszą psiapsiółkę, która obściskiwała się co pięć minut z innym facetem. To przecież w ogóle do niej nie podobne... Mój ojciec się temu wszystkiemu przyglądał rozumiesz?! - Dziewczyna siedząc wygodnie na kanapie w salonie, popijając mrożoną herbatę wyciągnęła z kieszeni komórkę.
          - Dramatyzujesz... Na pewno się pomyliłaś. Elena cały czas była w domu. Przecież widziałam się z nią. Stefan też.
- Ale Care, to nie wszystko. Widząc to co ona  wyprawia podeszłam do niej a ona jakby nigdy nic udawała, że mnie nie zna. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Rozumiem, nie jestem jej matką ani nic, ale jako że to do niej kompletnie nie podobne spróbowałam jeszcze raz. Wstała od stolika i stojąc ze na twarzą w twarz powiedziała, że nie zna żadnej Eleny. Chciałam od razu po przyjezdzie pójść do niej, ale jestem na nią niesamowicie wkurzona. Jak myślisz co mam zrobić?
  - To jakaś pomyłka... - Starałam się , jak to zawsze ja myśleć pozytywnie. - Jutro rano porozmawiamy z nią o tym w szkole.
          - Wiedziałam, że to powiesz. Dlatego zrobiłam to: - Moja przyjaciółka włączyła jakieś wideo, gdzie faktycznie trzeba przyznać dziewczyna zarywająca do całego pubu wyglądała niczym Elena.
         - No dobra jest podobna...
          - Podobna?! Ona jest identyczna. Może ten strój i makijaż nie jest za bardzo w stylu Eleny, ale cała reszta?  - Tym razem musiałam przyznać jej rację. Ona wyglądała niczym jej klon.
         - Jutro wszystko się wyjaśni, przynajmniej miejmy taką nadzieję. - W końcu z tego co wiem, Elena nie ma żadnej siostry, ani nic więc jakieś wytłumaczenie musiało być.

~~~*~~~
Elena

     Do mojej sypialni docierały już pierwsze przebłyski słońca. Budzik wskazywał dokładnie 5:30 a ja zmarnowanym krokiem ruszyłam w kierunku łazienki. Rozebrałam krótkie szorty od piżamy i top po czym weszłam do kabiny prysznicowej. Gorące krople wody, były właśnie tym czego mi potrzeba. Długie pasma brązowych włosów zaczesałam w niechlujnego koka i wzięłam się za szorowanie zębów. Z racji, że prawie nigdy się nie malowałam postanowiłam zrobić wyjątek. Z kosmetyczki wyjęłam jeszcze nawet nie otwarty eyeliner a policzka delikatnie potraktowałam pudrem. Chciałam mieć choć jeden dzień taki jak przed rozpoczęciem roku i wypadkiem rodziców. NORMALNY. Z szafy, w której nie miałam za dużo ciuchów, bo nigdy nie zawracałam sobie tym głowy udało mi się wygrzebać krótkie jeansowe spodenki do czego dobrałam białą koszulkę i czarną skórzaną kurtkę. Mając jeszcze trochę czasu, zjadłam z Jenną śniadanie. Ani słowem nie wspomniała o wczorajszej kolacji z Elijahą, No tak. Facet ją prostu zahipnotyzował. Zegarek na ścianie wskazywał dokładnie 7:30 a jako, że do pensjonatu Salvatorów daleko nie miałam postanowiła zrobić Stefanowi niezapowiedzianą wizytę.
     Na ulicy mimo wczesnej pory  panował tłok. Rodzice z dziećmi spacerowali po parku, a na drodze już słychać było silniki samochodów. Typowy dzień w Mystic Falls - pomyślałam. Tego właśnie mi brakowało. Ni stąd ni zowąd z przednią szybą mojego volvo zderzył się czarny kruk. To wytrąciło mnie z rozmyślań i skupiłam się na prowadzeniu. Zza koron drzew można było dostrzec samochód Stefana. Zaparkowałam przy samochodzie Stefana i zapukałam do drzwi. Nie sposób było też nie zauważyć błękitnego starego, ale mającego w sobie "to coś" auta. Nikt nie otwierał. Drzwi były lekko uchylone, więc weszłam do środka. Zapach drewna rozchodził się po całej rezydencji. Pensjonat, był urządzony w starym, przedwojennym stylu, ale miał swój urok.  W salonie na brunatnym, skórzanym fotelu ktoś siedział i pił burbona. Od razu doszłam do wniosku, że to Stefan i bez zastanowienia ruszyłam w jego kierunku. Zastanawiało mnie, dlaczego się nie przywita, na pewno droczy się ze mną - przeszło mi przez myśl.
Podeszłam go od tyłu i zakryłam dłońmi jego oczy.
          - Zgadnij kto? - Przymknęłam powieki i dałam chłopakowi buziaka w policzek.
          - No no muszę przyznać, miłe powitanie. - Damon chwycił mnie w tali i swoim wampirzym tempem posadził na kolana. Zdezorientowana tym obrotem wydarzeń szybko znów stanęłam na nogi. Jak to ostatnie dni w moim życiu, ten również nie obszedł się bez "niespodzianki" Czułam jak krew mnie zalewa, ale czy ja wiem czy ze strachu, czy złości? Owszem nienawidziłam Damona, ale czułam przy nim coś takiego, czego nawet nie mogę poczuć przy Stefanie. Nie wiedziałam tylko jeszcze, co to takiego.

   
***
      Na samym początku chcę przeprosić Was, że rozdział dodaję po tak długim czasie. Starałam się spędzać jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu Teraz pogoda nie sprzyja za bardzo, więc "upichciłam" tutaj coś dla Was. Rozdział uważam za całkowicie nieudany, no ale może Wam się spodoba. Nie będę też ukrywać, że planowałam skończyć z pisaniem tego bloga, ale jakoś się wzięłam w garść i skończę to opowiadanie. Kolejne rozdziały mam już "napisane"  w głowie, więc myślę, że nie będziecie musieli długo czekać. Zmartwiona jestem też tym, że mam na blogu tyle wyświetleń a tak mało komentarzy :( Dlatego zachęcam Was bardzo do zostawienia po sobie śladu,  bo dodaje to niesamowicie motywacji.



sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 10


Pierwotny

 

     Wieczorem po wyjściu Stefana, wciąż przeglądałam się w lustrze, spoglądając jak mój nowy naszyjnik się prezentuje. Jenna zawołała mnie z dołu, prosząc bym zeszła na kolację. Ogarnęłam wierzchem dłoni fryzurę i zeszłam na dół. Tym razem nie byliśmy tylko w trójkę, jak co wieczór. Do drzwi rozległo się pukanie. Ciotka nie wspominała, że będziemy mieli gości. Otworzyłam drzwi, Jenna miała całe dłonie umazane mąką. Na ganku czyhał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Na oko, był w wieku Jenny. Bardzo elegancki, ubrany w garnitur. Gęste włosy delikatnie opadały na oczy, co nadawało nieznajomemu srogi wyraz twarzy.
          - Katherine?! Jak ty... - Kolejny, który wziął mnie za byłą mojego obecnego chłopaka. Trzeba było przyznać, że to nieco niekomfortowa sytuacja. Czy naprawdę, aż tak ją przypominałam? Co najważniejsze, Katherine ponoć zginęła wiele lat temu. Jak to możliwe, aby trzydziestolatek ją znał? Ogarnęła mnie fala gorąca.
          - Eleno, wpuść gościa do środka. - Jenna z kuchni obserwowała całe zajście.
          - Dobry... dobry wieczór. Proszę wejść i się rozgościć. - Co innego mogłam zrobić? Odkąd dowiedziałam się o wampirach ciągle miałam zwidy. Nie mogłam podejrzewać każdego człowieka o bycie potworem.
          - Kochanie, to jest Elijah. Elijah Mikaelson. - Ciotka doszła do nas i ocierając brudne ręce o fartuch, pogładziła mężczyznę po ramieniu.
           - Jestem...
           - Wiem kim jesteś. - Trzydziestolatek przerwał mi w połowie zdania, nie kryjąc zdziwienia na twarzy i ucałował wierzch mojej dłoni.            - Jenna to moja ciocia. - Kobieta zerknęła ukradkiem na Elijahę i uśmiechnęła się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałam na twarzy cioci uśmiech. Zawsze była duszą towarzystwa, ale po wypadku zmieniła się. Zresztą tak jak my wszyscy. Wcale nie wydawała się zdziwiona tym, że facet którego widziałam pierwszy raz na oczy mnie zna.
          - Siadajcie do stołu. Już podaję kolację. - Jenna wskazała mężczyźnie dłonią jak udać się do salonu.
          - A gdzie Jerr? - Nie widziałam brata od rana. Rozumiem, że ma dziewczynę, ale po tym co stało się w lesie, jestem nadwrażliwa na jego punkcie.
          - Zostaje dziś na noc u kolegi. Wróci jutro.
     Zasiedliśmy do stoły, a Jenna przyrządziła niesamowitego kurczaka z ryżem. Była w końcu taka szczęśliwa... Wszystko ułożyło się w jedną całość. Gdy nie wróciła na noc, zapewne spędzała ten czas z Elijahą. Nie miałam jej oczywiście tego za złe. Ma prawo w końcu do szczęścia. Od rozstania z Loganem nie spotykała się z ŻADNYM mężczyzną. Ciemnowłosy wydawał się całkiem w porządku, a to co wcześniej mówił o Kath wzięłam za nieporozumienie.
          - Jest Pan z Mistic Falls? - Chciałam nadać właściwy bieg rozmowie.
          - Proszę, mów mi po imieniu. W końcu mam nadzieję, że będziemy spotykać się częściej. - Kątem oka uśmiechnął się do Jenny, a ona lekko się zarumieniła. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby flirtowała z kimkolwiek.
          - Mieszkałem w Bułgarii, Dostałem telefon od starej znajomej. Rose. Wspominała o tobie. -Serce podeszło mi do gardła na samą myśl o tym co działo się, gdy Damon zabrał mnie do swojego starego domu. Słowa Rose... "Narodził się nowy sobowtór..." . To, że nasz gość pomylił mnie z Katherine nie było przypadkiem. Dopiero teraz zauważyłam, jaką zadartą ma minę i jaki jest pewny siebie.
          - No więc, gdy Rose powiadomiła mnie o... o czymś, wróciłem do miasteczka. Już kiedyś wraz z rodziną tu mieszkaliśmy.
      Odsunęłam się od stołu, chcąc jak najszybciej wrócić na górę .
       - Już idziesz? - Jenna nie potrafiła oderwać wzroku od Mikaelsona, jakby była zahipnotyzowana.
 Nie, to niemożliwe. Co jeśli... Elijah zmusił ją do tej kolacji, aby lepiej mnie poznać? Ale po co? Odruchowo spojrzałam na mój wisiorek.
         - Skąd go masz?! - Mężczyzna podniósł się z krzesła i chwycił mój medalik. W tej samej chwili zrobiło mi się słabo. Przed oczami stanęła nieznana mi blondynka, a przy niej... Elijah. Chciałam ustać na nogach, ale tak bardzo kręciło mi się w głowie, że ze zdławionym krzykiem runęłam w ciemność.
     
         ~~~*~~~
     Caroline szykując się na randkę z Tylerem, nie miała pojęcia co na siebie włożyć. Wszystko wydawało jej się nieodpowiednie lub źle na niej leżało. Mimo, że miała trzy szafy z ubraniami i była maniaczką mody. W ten wieczór pragnęła wyglądać wyjątkowo. Gorączkowo wyjęła wszystkie rzeczy z szafy i na nowo poszukiwała nieziemskiego odzienia. Do drzwi pokoju zapukała Liz, mama blondynki.
          - Wiem, że jesteś zajęta przygotowaniami na randkę, ale co to za bałagan? - Rozglądnęła się do okoła pokoju.
          - Nie mam się w co ubrać! - ze złości opadła bezradnie na łóżko.
     W całym domu rozległ się dzwonek do drzwi.
          - Myślę, że to ktoś do ciebie. - Przeraziła się, że Tayler przyjechał po nią wcześniej.  Zeszła na dół. Otworzyła szeroko drzwi, ale czy chało na nią tylko pudło na wycieraczce.
Wzięła je do środka i zamknęła za sobą drzwi. Mama zdążyła zejść już na dół. Podała córce srebrne nożyczki, a ta rozpakowała pakunek. W środku znajdowała się cudowna, krwisto czerwona sukienka do połowy uda. Do tego seksowne, czarne szpilki, które spodobały  się jej gdy tylko zobaczyła je na wystawie. Ale... Tylko mama o tym wiedziała. Odwróciła się do niej i widząc jej szeroki uśmiech na twarzy wiedziała, że to jej sprawka. Utuliła ją mocno.
         - Mówiłam ci już, że jesteś najlepszą mamą na świecie?!
         - Może raz, albo dwa... - Żartobliwie droczyła się z Care.
Forebs wzięła sukienkę na górę, by dokonać ostatecznej przymiarki i pokazać się mamie. Dopiero teraz zza drzwi łazienki dosłyszała wibrujący telefon. Na ekranie widniało imię Tylera. Lekko podenerwowana przeciągnęła zieloną ikonkę ze słuchawką.
          - Hej Tay. Jestem już prawie gotowa, daj mi jeszcze piętnaście minut. - Była taka szczęśliwa. Dziś wieczór miało się spełnić jedno z jej największych marzeń jeszcze za czasów podstawówki.
          - Muszę cię rozczarować... Dziś nie mogę. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że jestem umówiony na mecz ze znajomymi.  - Po tej wiadomości ziemia ugięła się pod jej nogami, a  szczęście w sekundę opadło. Wyłączyła się tylko, nic więcej już nie mówiąc. Po chwili przyszła wiadomość SMS.
          "Wszystko OK?"
Jak miało być okej? Tyler już po raz drugi zakpił sobie z niej i zrobił z niej idiotkę. Nie chcąc wysłuchiwać pocieszeń mamy dziewczyna przyszykowała się tak jak planowała. Wykonała perfekcyjny makijaż, a włosy zaczesała do tyłu. Udając, że wszystko jest w porządku zeszła na dół.
          - Jakaś ty śliczna! -  Mama przyglądała jej się z zachwytem, a  łza aż kręciła w jej oku.
          - Dziękuję mamo. Wrócę około północy. Gdyby plany się zmieniły zadzwonię do ciebie. - Włożyła swoje nowe, czarne szpilki i wyszła z domu. Chłodny wiatr smagał jej delikatną skórę  a ta nie wiedząc dokąd się udać, ruszyła przed siebie.

~~~*~~~

     W tym samym czasie...


Stefan

     "Drogi pamiętniku. Elena nadała mojej egzystencji sens. Gdyby nie ona nie wróciłbym tutaj. Nie zobaczyłbym ponownie brata... Nienawidzę go, ale mimo wszystko to ciągle mój brat. Gdy nie miałem nikogo on był ze mną. Wybaczył mi nawet zabicie ojca! Mimo tego co się stało nie mogę zaprzeczyć, że tęskniłem za nim. Wiem też, że jeżeli chcę być z Eleną nie mogę pozwolić mu znów wrócić. Nie piję krwi z żyły od 1912... Znany jako wcześniej "ROZPRUWACZ", teraz karmię się wiewiórkami, Damon byłby ze mnie dumny. Zawsze namawiał mnie do skończenia z zabijaniem. Podczas 165 lat mojej egzystencji,  dopiero teraz czuję, że moje "życie" ma jakiś cel. Muszę chronić Elenę. Nie pozwolę, aby mój brat jeszcze raz się do niej zbliżył... "

         - Pozwól braciszku, że sam zdecyduję z kim się będę spotykał. Przypominam ci że jesteś ode mnie młodszy... - Przerwałem pisanie. Nie musiałem się odwracać, już i tak doskonale znałem ten głos, rozpoznałbym go wszędzie.
          - To znowu...
         - Tak, to znowu ja. Chyba nie myślałeś, że tak łatwo się mnie pozbędziesz?
         - Jakżeby znowu... Po co wróciłeś?
         -  Nie rozgościłeś się tutaj za bardzo? Ten dom należy do nas obu jakbyś zapomniał.  - Damon uporczywie droczył się ze mną. Nie mogłem patrzeć jak strzela sarkazmami i pewnością siebie. Teraz role się odwróciły, ja dobry on zły. Kto by pomyślał?
         - Czyli co? Chcesz tu zamieszkać? - Mój głos przybrał kpiący ton.
         - Tak się składa, że nie mam żadnych planów na najbliższy czas... Z racji, że jestem dobrym wampirem nie zahipnotyzuję nikogo, aby mnie przenocował.
          - Dobrze wiem, że nie chodzi ci o braterską wizytę Damon. Chcesz czegoś innego... Elenę.
         - Ta dziewczyna i tak jest już skazana na śmierć. Znasz historię. Pierwotni będą ją ścigać tak jak niegdyś Katherine.
        - Nie, jeśli nikt się o niej nie dowie... - Popatrzyłem na brata, który rozłożył się, w niegdyś swoim ulubionym brązowym fotelu. Zdążył już nalać do szklanki burbona. Ta jego pewność siebie była dla mnie niesamowicie uciążliwa w tym momencie.
        - Jest już za późno. Gdy wywiozłem Elenę do ruin naszego domu myśląc, że to Katherine Pierce, Rose odkryła o co chodzi. Dla wolności zrobi wszystko. Z tego co wiem, Elijah jest już w mieście i właśnie w tej chwili je kolację z Eleną. - Serce podeszło mi do gardła. Nie chcąc słuchać więcej brata, wampirzym tempem wybiegłem z domu. Usłyszałem tylko jeszcze wołania Damona
         - Nie masz szans. Klaus i tak ją znajdzie.

~~~*~~~

     Caroline włócząc się bez celu po mieście spoglądała jak pary spacerują po alejach parku. Buty zaczynały już ją obcierać, ale nie chciała wracać teraz do domu.  Siadła na jednej z ławek, lekko wilgotnej od popołudniowego deszczu. Dopiero teraz do oczu napłynęły jej łzy. W tej chwili mogłaby spędzać świetny wieczór w towarzystwie Tylera, ale to oczywiście za wielkie szczęście dla niej. Ukradkiem spojrzała na mężczyznę, siedzącego na ławce obok. Z powodu panującej wokół ciemności nie widziała dokładnie twarzy. Dopiero gdy podniósł się z miejsca i podszedł bliżej, wysoka uliczna latarnia oświetliła zarys jego twarzy. Care otarła wierzchem dłoni łzy i odwzajemniła jego uśmiech. Mężczyzna o jasno brązowych włosach z lekkim zarostem na twarzy stał teraz dokładnie naprzeciwko blondynki.
         - Mogę się dosiąść? - Wysoki brunet wskazał dłonią miejsce obok Caroline. Dziewczyna niemal niezauważalnie przytaknęła głową.
         - Jak ci na imię? - Jego piękny, brytyjski akcent przyprawił blondynkę o szybsze bicie serca.
         - Jestem Caroline. - Dziewczyna choć na chwilę była myślami przy czymś innym, niż przy Tylerze. Skupiła całą swoją uwagę na przystojnym mężczyźnie obok niej i poufnie obserwowała jego intrygującą twarz.
         - Miło cię poznać Caroline. Jestem Klaus.



***
    Rozdział dodaję bardzo późno :( Bardzo Was przepraszam. Miałam teraz bardzo dużo na głowie, dopiero jak oceny już wystawione mam trochę czasu. Tak jak obiecałam są i Pierwotni :D Mega mnie to cieszy, bo jest to mój ulubiony wątek w serialu *.* Mam nadzieję, że oceny już poprawione? :* Zachęcam do zostawienia komentarza. Podczas wakacji planuję więcej pisać. Więc rozdziały będą dodawane szybciej :) Co do nowego posta... Do dwóch tygodni powinien się pojawić. Nie chcę też niczego obiecywać, bo nie wiem jak wena będzie mi sprzyjać :D 
Tęsknicie już za nowymi odcinkami TVD? Ja bardzo :( 

Czytasz = Komentujesz
     

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 9


"To nie jest zwykła biżuteria"

 

  Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Mrużąc jeszcze powieki, na skutek oślepiających promieni słońca wpadających przez okno do mojego pokoju dostrzegłam, że Stefana już nie ma. Założyłam jasno niebieski szlafrok i zeszłam na dół. Jenna wciąż nie wróciła, co zaczynało mnie niepokoić. Ktoś pukał tak mocno, że dom aż podskakiwał. Przed drzwiami stała siostra mojego byłego chłopaka. Koszulkę miała całą w strzępach, nadającą się już tylko do  wyrzucenia. Czuć było od niej wódkę, a gałki oczne były całe zaczerwienione od narkotyków.
          - Co ty...
         - Jerremy! On... Nie żyje. -  Vicki cała we łzach objęła mnie mocno. Grunt zawalił mi się pod nogami. Z początku nawet nie docierało do mnie to co powiedziała narkomanka. Dokładnie tak samo jak po śmierci rodziców, gdy Jenna oznajmiła że mieliśmy wypadek. Czułam jak wszystko wokół mnie wiruje. Vicki weszła do środka i zaczęła swoją opowieść.

Godzinę wcześniej...

     Vicki odzyskując siły zauważyła, że Jerremy faktycznie poszedł do domu bez niej. Wściekła na chłopaka, że zostawił ją samą otrzepała się z resztek ziemi na spodniach i ruszyła przed siebie. Z racji, że była już w tej części lasu setki razy, wiedziała jak znaleźć drogę powrotną. Maszerując przez gęste zarośla układała już w myślach co powie Jerremiemu gdy go spotka. Chcąc zadzwonić do Matta i oznajmić, że nic jej nie jest potknęła się przez rozwiązaną sznurówkę adidasów. Parę kroków od niej dostrzegła wyciągniętą ku niej, bezwładna dłoń. Podeszła bliżej.  Zawsze była bardzo odważna, więc zachowała spokój. Będąc już u celu trudno było nie zauważyć kałuży krwi, w której leżał... młody Gilbert. Dziewczyna krzyknęła z przerażenia i uklękła nad ofiarą. Położyła jego głowę na swoich kolanach. Dopiero teraz, powstrzymując łzy zauważyła dwie małe dziurki na szyi, z których ciekły resztki krwi.
          - JERREMY! OBUDŹ SIĘ! - Kula, tkwiąca w gardle dziewczyny sprawiała, ze łamał jej się głos. W głębi duszy wiedziała jednak, że chłopak już nigdy się nie obudzi. Skóra zaczynała już tracić kolor pod wpływem braku krwi w organizmie. Niewiele myśląc biegiem ruszyła do domu chłopaka.
~~~*~~~
      Wysłuchując całej historii Vicki pragnęłam jak najszybciej zobaczyć ciało brata. Wiedziałam, że to będzie najgorszy widok w moim życiu, ale nie mogłam pozwolić na to, by ciało nadal leżało w lesie. Wykręciłam, wciąż drżącymi rękami numer Stefana. Chłopak obiecał, że będzie na nas czekał przed wejściem do lasu. Razem z Donovan w końcu dotarłyśmu na miejsce. Stefan tak jak powiedział, już tam czekał.

~~~*~~~
     Widząc ciało brata, bez życia ułożone na ziemi, nie mogłam powstrzymać łez. Cały obraz pod ich wpływem zacierał się. Salvatore objął mnie czule, a ja wtuliłam się w jego ramiona. Stefan zmienił wyraz twarzy, gdy Vicki chwyciła martwego chłopaka za dłoń, Stef dostrzegł na jego prawej dłoni pierścień. Ojciec Gilbertów zawsze powtarzał, że to pamiątka rodzinna i synowi nie można go pod żadnym pozorem ściągać, ponieważ błyskotka jak to się wyraził "miała zawsze chronić go przed złem demonów". Wtedy jeszcze  nie miałam pojęcia jaką ma moc a ojca uznaliśmy za wariata.
          - Skąd ma ten pierścień?! - Wampir podszedł bliżej chłopaka i uważnie obejrzał podarunek Graysona, ojca Jerremiego. Nie kryjąc zdziwienia, ale oczywiście też ulgi wydusił tylko:
          - Chłopak będzie żył. - Nie wiedząc co miał na myśli,  wciąż nie potrafiłam powstrzymać łez. Stefan opuszkami palców przetarł je z policzków szepcząc jej mi ucha, że wszystko będzie dobrze. Vicki wciąż nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa siedziała tylko na drewnianej kłodzie, wciąż łkając. W głębi duszy wiedziała, że to wszystko jej wina. Gdyby tylko nie zaciągnęła przyjaciela tej nocy do lasu... Poczucie winy nie dawało jej spokoju.

     Jerremy zaczerpując powietrza, w końcu otworzył oczy. Wszystko wyglądało tak jak zapamiętał. Widząc,że odzyskał przytomność Przytuliłam się do niego jak najmocniej umiałam.
          - Jak się czujesz?! - Wciąż nie mając pojęcia jak to się stało, otrzepywałam czule brata z ziarenek piasku. W tej chwili nie obchodziło mnie "Jak". Liczyło się tylko to, że mój jedyny brat nadal zemną jest.
         - Czuję się... dziwnie. Boli mnie szyja. Zaatakowało mnie jakieś przedziwne stworzenie. Z kłami i przerażającymi oczyma... Bredziło coś, że... jesteś jego bratem. - Jerr przesunął wzrok na Stefana, a na jego twarzy malował się strach. W tej chwili wiedziałam już kto był zdolny do tak paskudnego czynu. Wymieniłam ze Stefanem ukradkiem spojrzenia. Z jego twarzy można było wyczytać, że on również wie.
          - Damon.

~~~*~~~

Cztery dni później...

     Drogi pamiętniku...
To co dzieje się ostatnio w moim życiu, jest nie do opisania. W niczym nie przypominam już tej smutnej sierotki, złej na cały świat. Jestem pewna, że mama tego właśnie by  chciała. Wszystko zawdzięczam Stefanowi. To on wniósł do mojego życia tyle... radości? Z pewnością nie można tego tak nazwać. Nie mam pojęcia, co stałoby się gdyby Jerremy również mnie opuścił. Dzięki pierścieniowi odzyskał życie. Zawsze uważałam, że mój tata jest szalony...  Teraz chyba okazuje się, że cały świat taki jest. Czy to co tak często opowiadał nam o demonach świadczyło o tym, że wiedział o wampirach? Tego  nie dowiemy się już nigdy.
Stefan opowiedział mi o magicznej mocy pierścienia. "Magicznej". To właśnie doskonałe słowo opisujące moje życie. Czuję, że narodziłam się na nowo. Moim przeznaczeniem było poznanie Stefana. Jerremy zaczął spotykać się z Vicki. Oboje podjęli decyzję o leczeniu i wydostaniu się z nałogu. Ja spędzam coraz więcej czasu ze Stefanem i muszę przyznać, że coraz bardziej mnie zaskakuje. Jenna wróciła do domu cała i zdrowa, a moje obawy? Zostały na szczęście tylko obawami. Wszystko wydawało się układać świetnie, jedynym problemem nadal jest Damon. Od czasu wypadku nikt o nim nie słyszał, ale ja wiem, że ciągle gdzieś tu jest. Jestem pewna, że Stefan również o tym wie. Nie chce mnie martwić. 
Kto może być jego następną ofiarą...?
 Równie dobrze może to być Jenna, albo moi przyjaciele, ktoś mi bliski. Nie mogę pozwolić na to, by jeszcze kogoś skrzywdził...


VIDEO <-- KLIK

     Stefan odwiedził mnie następnego dnia. Z racji, że Jenna była na dole zamknęliśmy się w moim pokoju.
          - Jakieś wieści o Damonie? - Stefan ciągle obwiniał się za to, co spotkało mojego brata. Twierdzi, że jeśli nie pojawiłby się w mieście nikomu nie groziłoby niebezpieczeństwo.
          - Przyniosłem coś dla ciebie... - Steff wyjął z kieszeni skórzanej kurtki małe czarne pudełeczko.
          - Wiem jak bardzo obawiasz się mojego brata. Dlatego przyniosłem ci to... - W pudełku znajdował się srebrny wisiorek, widać było że bardzo stary. Mimo, że już lekko zardzewiały, był piękny. Breloczek w kształcie koła, w którego środku można było zauważyć wyryte zawijasy.
     Trzymając go w dłoni przeglądałam z każdej strony. Z tyłu widniały lekko już nie wyraźne inicjały:  R.M
          - Do kogo należy naszyjnik? - Oczywiste dla mnie było, że to na pewno jakiś antyk noszony zapewne od pokoleń.
          - Mam sto pięćdziesiąt dwa lata... Dużo podróżowałem. W latach dwudziestych znalazłem go w barze. Nie wiem do kogo należał. Werbenę można umieszczać w napojach, bądź biżuterii. - Dopiero teraz zauważyłam, że naszyjnik pięknie pachnie.
         - Czyli teraz... - Salvatore dokończył za mnie:
        - Damon nie może cię zahipnotyzować, każdy inny wampir również. - Dobrze wiedziałam, że mówił o sobie. W głębi duszy i tak byłam przekonana, że nigdy tego nie zrobił, ani nie zrobi.
          - Mógłbyś pomóc mi go  założyć? - Odgarnęłam rękoma pasma włosów, a chłopak przewinął przez szyję piękny wisiorek. W końcu oderwałam wzrok od odbicia w lustrze, spoglądając teraz w jego idealne, zielone oczy, poufnie zerkając na wiśniowe, jędrne usta chłopaka.
Delikatnie musnęłam wargami jego usta. Poczułam się niemal bezwładna pod dotykiem jego rąk. Oddech stawał się szybszy, a rytm serca przyśpieszał. Po raz pierwszy całowałm się ze Stefanem, teraz wiedziałam, że nie ostatni. W głębi duszy czułam, że to on jest tym jedynym... Tylko na jak długo? On jest wampirem, nigdy nie umrze, ale ona? Wystarczyłby tylko jeden nie szczęśliwy wypadek i już nigdy by się nie zobaczyli. Ile to szczęście jeszcze może trwać? Z czasem zacznie siwieć, na jej twarzy pojawią się zmarszczki. Teraz jednak nie potrafiłam o tym myśleć. Marzyłam, aby ta chwila z nim nigdy się nie skończyła...

***
     Rozdział dodaję wcześniej niż planowałam, ponieważ miałam trochę więcej czasu w tym tygodniu. Wena nie za bardzo sprzyjała podczas pisania tego posta, ale mam nadzieję, że Wam to wynagrodzę w kolejnym rozdziale. Zdradzę Wam mały spoiler...
Dziesiąty rozdział, będzie nosił tytuł...

"Pierwotny"!

Wszyscy się domyślacie zapewne co to oznacza :D, Jak myślicie kto będzie pierwszym pierwotnym pojawiającym się na moim blogu? Zachęcam do zostawienia komentarza pod postem. Nowy rozdział mam już zaczęty więc myślę, że do tygodnia się pojawi. Pozdrawiam :*